Cześć. Mam na imię Piotrek i jestem niepalący. Naprawdę cudownie jest móc to napisać. Dumny niepalący. Kto by pomyślał. A jeszcze kilka lat temu, skłamałbym rozpoczynając swój wpis od tych słów. Wydawało mi się, że „PALACZ” brzmi dumnie. Wierzyłem, że fajki to nieodłączna część mojej tożsamości i że palenie to mój świadomy wybór. Dzisiaj, z uniesioną głową, przyznaję się do błędu i chcę podzielić się z Wami wnioskami.
Fajki dobre na wszystko
Myślałem, że fajki mi pomagają. Miałem przekonanie, że dymek mnie zrelaksuje, uciszy gniew i załagodzi smutek. Sprawi, że „trudne” będzie łatwiejsze i że stres magicznie ulotni się wraz z dymem. W zasadzie uwierzyłem, że lubię ten styl bycia. Papierosek do kawy. Do książki. Do towarzystwa. Zawsze była dobra pora i zawsze była okazja. A czasem było mi po prostu wszystko jedno. Paliłem z nudów. Dlaczego? Po co sabotowałem swoje zdrowie? Bo tak robi palacz. Tylko w jednym miałem rację. Wiedziałem, że kiedyś rzucę.
Dziś dużo bardziej wolę mówić o sobie „niepalący” niż ekspalacz. Całkowicie uwolniłem się od palenia i nie chcę, żeby cokolwiek łączyło mnie z palaczem, którym byłem, nawet przedrostek „eks”. Rzuciłem na dobre. Już nawet nie potrafię sobie wyobrazić siebie z papierosem. Stało się to, co kiedyś było niewyobrażalne – sam zapach papierosów mnie, odrzuca.
Przepis na rzucenie palenia?
Niech pomyślę. Kampanie społeczne na mnie nie działały. Nie było mi straszne nawet ostrzeżenie o zwiększonym ryzyku wystąpienia impotencji u palaczy, które umieszczane jest na paczkach papierosów. Chorzy na raka płuc też mnie, nie przerażali. W takim razie co zadziałało? Uświadomienie sobie, że papierosy od niczego mnie nie uwalniają. Wręcz przeciwnie. One mnie ograniczały. To przez szlugi nie mogłem przebiec kilkudziesięciu metrów bez zadyszki. To przez nie traciłem zdrowie, czas i pieniądze. Jak rzuciłem? Z dnia na dzień. Na zawsze. Co było moim lekiem? Decyzja, motywacja i wsparcie mojej ukochanej żony. Dziękuję Ci za to.